taka myśl

Gdy ktoś tonie, powinien czynić to dostatecznie rozpaczliwie, z pełną ekspresją i niepowściągliwie.

Zachowanie kultury, elegancji, czy wręcz demonstrowanie dystansu do tej czynności, może być przez postronnych uznane za jakiś ekstrawagancki styl pływacki i skłonić do zaniechania zainteresowania.

1

Kiedyś, dawno temu, zacząłem podejrzewać, że jest mnie dwóch. Nie mogłem jednak w żaden sposób tego udowodnić, bo ten drugi krył się w niedopowiedzeniach, w szmerach i w światłocieniach. Widywałem go kątem oka, mimochodem. Gdy tylko próbowałem spojrzeć wprost, znikał. Pisałem do niego listy i rozmawiałem. Wiem, że mnie słuchał. Tymczasem pochłaniała mnie rzeczywistość i wszystkie cudne iluzje, tkane przez nią cierpliwie. Tkane głównie z kształtów i zapachów kobiet. Z ich śmiechu. Zwłaszcza z ich nieobecności i niespełnienia. Wszystko wydawało się piękne, zwłaszcza z odpowiednio dużej odległości. A jednak cały czas dokuczała mi równoległość, podejrzenie, że ten świat jest z tandetnej materii. Z tektury. Że jakiś silniejszy wiatr udrze kawałek tego plakatu i okaże się, że pod nim nie ma nic. Zupełnie nic.

Czytaj dalej

self-publisher czyli nie ma lekko

Kłopot z wydawcą jest taki, żeby chciał wydać. Autor, tak samo początkujący jak i zawodowy jest przekonany go wyjątkowości swojej książki, ten pierwszy może nieco bardziej. Wydawca chciałby mieć pewność, że na tym zarobi. W sumie, mają jeden cel – sława i pieniądze. Jedno wynika z drugiego i nawzajem.

Czytaj dalej

KUBIŚCIAN

kubiscian

Plik PDF do pobrania – nakład wyczerpany

Autor tej książeczki jest bardzo poruszony faktem kolejnej próby wydania. Autor dla uzasadnienia swej pisaniny udaje, że zapomniał o tym, że wszystko zostało już napisane. Wszystko, co jeszcze się zmienia to jedynie krój czcionki.

Pomimo dobrych chęci normalnych wydawnictw, z niezrozumiałych dla nikogo powodów porwał się na rzecz nierozsądną, której owocem jest to właśnie samodzielne wydanie.
Kontynuuje tu rozważania filozofów, rozpoczynając je w tym samym miejscu, lecz wiodąc myśl na manowce, gdyż z zeszłorocznych folderów turystycznych wyczytał, że tam jest lepiej. A jeśli nie lepiej to na pewno ładniej. Poza tym filozofia jest trudna. Autor sprawy Wielkie sprowadza zazwyczaj poniżej poziomu powagi, aby można było się nad nimi pochylić. Wielu uważa, że ma się przewagę z powodu tak uczynionego relatywizmu: pochylać się jest bowiem łatwiej niż zadzierać głowę. Podczas swych obserwacji zauważył, że zupełnie co innego widać, gdy się patrzy z ukosa i po pewnym czasie uznał to za najbardziej właściwy sposób obserwacji.

Autor jak zwykle pisze o sobie w osobie trzeciej, a czasem nawet czwartej, by jeszcze bardziej zdystansować się. Jednocześnie dystansuje się do samego procesu dystansowania się, który jest przecież złudzeniem jeśli nie optycznym, to co najmniej aptecznym… Autor traktuje siebie jak zwrotnicę kolejową, która wysyła myśli z nieznanego źródła do nieznanego celu, intuicyjnie zakładając, że zarówno cel jak i źródło kiedyś okażą się być tym samym.

I oto pochylamy się nad nim, pochylonym nad ufajdaną okruchami kanapek klawiaturą i zaglądamy mu przez ramię w monitor. Co on tam robi?
On znów coś pisze!

wieczory i poranki

Są takie wieczory. których unikam.

Nawet, gdy tutejsza biblioteka ogłosiła wieczór autorski z Pilipiukiem – nie poszedłem. Wieczór autorski to forma, w którą nie umiem sobie wyobrazić wpasowania z żadnej strony. Wiele razy zastanawiałem się, o co właściwie bym zapytał, gdybym jednak… Ale nie. Wciąż mam wrażenie, że to jakaś obustronna kapitulacja wiary w słowo pisane.

Bo albo książka mi się podoba albo nie. Czy autor jest garbaty i się jąka nie ma dla mnie znaczenia. A jeśli okaże się, że to cham i prostak, a jego książki są genialne? Co wtedy?

Z drugiej strony siedzi autor, nie dość, że napisał książkę, to będzie musiał się z niej tłumaczyć, wyspowiadać się z tego, czego nie napisał i dlaczego nie napisał.

A jeśli obydwie strony popadną w stan uwielbienia, czytelnicy za treść, autor za czytelnictwo?

Mylę się, skąd mogę wiedzieć, skoro nie byłem? Nie wiem i nie będę.

poniedziałek

Poniedziałek zaczął się w maju. Zaczął się i trwał, bo gdy poniedziałek źle się zacznie, nie chce się zakończyć. To był chyba najdłuższy poniedziałek w moim życiu. Nadeszły wakacje i sądziłem, że dłuższy urlop przerwie to fatum. Wyjechałem do wód, jak się kiedyś mówiło, zrobiłem sobie zdjęcia na tle wszystkiego, co zgodziło się być tłem mojej osoby. Telefon nie przestał dzwonić, a ja miałem złe przeczucia, że to dzwoni nikt inny, jak tylko mój porzucony poniedziałek. Miałem rację. Wróciłem i było jeszcze gorzej.  Poniedziałek przybiegł do mnie jak stęskniony piesek, pozostawiony na długi czas w pustym domu. Stare nawyki osób, od których coś zależało, okazały się niekompatybilne z nowym oprogramowaniem, a na wszystko padł cień malkontencji…

W takich okolicznościach powrót do pracy biurowej bardziej kojarzył mi się z próbą oczyszczania szamba w trakcie ulewy stulecia.

Kończy się październik, lecz nie kończy się poniedziałek…

Stasiuk vs Enerlich

Kolejna ofiara zimy. Wczoraj odnaleziono ciało Kościejnego, mieszkańca Żłobisk. Podczas przepustki Kościejny odwiedził wieś po trzech latach pobytu w zakładzie penitencjarnym w Rzeszowie. Nikt nie zna okoliczności śmierci, zmarły był pod wpływem alkoholu. Zamarzł w nocy 3 km od wsi.

Maryśka została zamordowana nożem przez swego konkubenta Gacka podczas libacji alkoholowej. Podejrzany został ujęty, jednak nie przyznaje się do winy.
Czytaj dalej

laterna magica?

Przy okazji instalacji Adobe Flash Player – czynność jakby banalna i prawie mechaniczna – zobaczyłem reklamę nowej usługi Adobe. Tak czasem jest, że patrzysz, patrzysz i coś ci nie pasuje. Patrzysz i nie wiesz co. Szkoda że tej reklamy nie robił ktoś, kto się zna na użytych rekwizytach, bo efekt jest nieco dziwny. Popatrzcie sami:

 

aparat